wtorek, 12 marca 2013

spada z nieba


Zaskoczyły mnie wypowiedzi ludzi poważnych analizujących „na serio”, szukających nawet źródeł finansowania dla tego „tysiąca”. Pojawiła się liczba 90 miliardów. Nawet gdyby ta kasa miała na spadać z nieba lepiej byłoby ją spalić w piecu. Brutalnie mówiąc taka zachęta spowodowałaby największe rozmnożenie się ludzi dla których 1000 złotych za dziecko to argument ostateczny, czysty zysk, miód i orzeszki. Czyli głównie osób które żadnych dzieci nie powinny wychowywać. Mówiąc delikatnie. Za mniej niż osiemnaście lat „dzieci Rybińskiego” postanowiłyby powtórzyć model rodziców i tak, aż kasa przestałaby spadać z nieba. Zaraz po wprowadzeniu becikowego był problem z oddawaniem dzieci do adopcji – jeśli matka decydowała się oddać dziecko zaraz po urodzeniu nie kasowała tysiąca. Do czego doprowadziłby tysiąc miesięcznie łatwo sobie wyobrazić.
Do tego Polską demografię zasiliłaby armia imigrantów, dla których nawet skromna zachęta finansowa jest wystarczająca, żeby założyć kilkunastoosobową rodzinę.
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Państwo powinno wspierać ludzi którzy decydują się na dzieci. Ludzi uczciwych, odpowiedzialnych, pracujących, płacących podatki, takich którzy potrafią zadbać o siebie i tego nauczą swoje dzieci. Tak samo z imigrantami, Polska powinna być otwarta. Każdy autor cieszy się, gdy czytają jego teksty – nawet wtedy, gdy wyciągają fałszywe wnioski. Opisałem w związku z „patykiem” Rybińskiego to co obserwowałem osobiście podczas dość długiego okresu w Paryżu, mniej więcej od początku lat 70-tych do pierwszych lat obecnego wieku, gdy z doskoku przebywałem w „stolycy” prawie co roku na kilka miesięcy. Pamiętam moje spacery w różnych dzielnicach w dzień i w nocy, było miło i spokojnie. Pod koniec nawet w dzień nie odważyłem się zajrzeć do niektórych dzielnic, a po zmroku wcale. Tak się zmieniła struktura ludnościowa i „koloryt”. Obracałem się głównie wśród naukowców i nauczycieli i wiem, co oni myśleli i mówili o przyroście naturalnym „Francuzów” dzięki Allocations familales – genialny środek dla państwa bogatego, ale we Francji główne wykorzystany przez imigrantów. To właśnie była ta woda na młyn „odwetowców” i napędzało klientelę Le Penow i pewnie teraz jego córce. Przypisanie mojej osoby do Herrenvolku przez takiego znawca jak Georges mi pochlebia, ale niestety niezbyt odpowiada prawdzie, bo w szkole zaklasyfikowano mnie jednoznacznie do „Ostische Rasse”, czyli Słowian, a to we Francji nie brzmi dumnie.
Słyszałem często: „Sous comme un Polonais”, albo „unproductivité slave” i musiałem się napracować, aby im pokazać, że jestem od nich lepszy w mojej dziedzinie.